Prawdziwe Karaiby są z dała od znanego kurortu Cancun. Załapuję się na pakę do pick-upa grupy Meksykanów. Nasz przewodnik to mieszkaniec Tulum. Zna tu każde miejsce, dzięki niemu odkrywamy miejsca niedostępne dla typowego turysty. Na każdym kroku Manuel ma mnóstwo przyjaciół. Pick up podąża w kierunku małego półwyspu Punta Allen.
Podróż na odcinku Tulum Punta Allen zajmuje nam około dwóch godzin. Droga, którą jedziemy jest dzika, prowadzi wzdłuż dziewiczego wybrzeża. Szybko odczuwamy na sobie jej wyboistość. W zębach zgrzyta nam piach i kurz. Palące słońce i wiatr pędzącego pick-upa dodaje widokom dynamiczności. Chwilową ulgę przynoszą nam odcinki drogi, gdzie po obu stronach rozciąga się ściana zieleni, palm i egzotycznych zarośli. Ale i tu trzeba uważać, nasze twarze chłostają liście palm, wystające konary, lepiej usiąść, zanim kolejny raz boleśnie oberwiemy po głowie.
Zatrzymujemy się na drewnianym moście, gdzie morze spotyka się z zatoką. Nieziemsko turkusowa woda, z wysepkami bujnych zarośli. Siadamy obok znaków: zakaz połowu, zakaz kąpieli. Nasz przewodnik spokojnym tonem ostrzega: tu zazwyczaj wygrzewa się krokodyl, wskazując na miejsce oddalone od nas o jakieś 10 metrów. Tym razem nie mamy „szczęścia” żeby go spotkać. Nie oszczędza jednak naszej wyobraźni opowiadając historię sprzed kilku lat, kiedy zaginął tu młody człowiek. Wyszedł na ryby. Kiedy nie wrócił, żona wszczęła poszukiwania. Jedyne co znaleziono to strzępy jego ubrania. Krokodyle słonowodne są większe i bardziej agresywne od swoich słodkowodnych braci.
Docieramy do Punta Allen. Synonimem tej miejscowości powinien być „spokój”albo „slow live” Bo chociaż spotyka się tu hotele, biura turystyczne, to nie widać tłumów turystów. Przy jednym z barów spotykam gringo, siedzącego z paisaneros. Trudno powiedzieć czy to bar, przypomina bowiem otwartą domową kuchnię z kilkoma stolikami i krzesłami. Nie ważny tu jest design, liczy się chillout. A to przyciąga ludzi prowadzących alternatywne życie i szukających inspiracji , podróżników, pisarzy.
Szukamy miejsce żeby zjeść śniadanie. To nie jest trudne gdyż, nasz przewodnik mieszał tu kilka lat. Zachodzimy do pierwszego domu, gospodarz właśnie wychodzi ale serdecznie nas wita i zaprasza do środka, to Wasz dom, mówi, rozgośćcie się, życzy nam smacznego. Kuchnia, łazienka, jadalnia, do naszej dyspozycji
Przygotowujemy śniadanie, jajecznica, pasta z czarnej fasoli i awokado, nie mamy tortilli, w sklepie juz się skończyły i ciężko dostać je o tej porze, Manuel wejdź do naszego domu i gdzieś powinny leżeć, zostało mi niewiele ale mam nadzieje ze wystarczy, mówi młoda sprzedawczyni, i weź rybę z zamrażarki, dla was na obiad. Jej dom jest otwarty, żadnych furtek, ogrodzeń, zamków czy zabezpieczeń. Wchodzimy i zgodnie z jej instrukcjami znajdujemy co potrzebne. Śniadanie przypomina degustację, wszyscy bowiem delektują się i jedzeniem i swoim towarzystwem. Jesteśmy na wakacjach, gdzie się śpieszyć? Prowadzę burzliwy wewnętrzny dialog przekonując sama siebie, że teraz odpuszczam tryb zadaniowy. A jednak czuję wewnętrzny pęd, tak bardzo chce poznać piaszczyste uliczki Punta Allen. By jednak nie wychodzić przed przewodnika i nie objąć zarządzania, wykorzystuje czas na obserwowanie konstrukcji domu.
Ze względu na wieczny upał, różni się od zabudowań w innych częściach Meksyku. Jest bardzo prosta i skromna, z drewnianych desek, częściowo białych pustaków i z blachą na górze. W powszechnym użyciu są moskitiery, często połatane, albo niekompletne. Jeżeli jednak insekty nie zdołają pokonać tej przeszkody i tak znajda drogę przez szpary miedzy deskami, nielicujące fragmenty blachy i ścian. Mówi się jednak, ze nie smakuje im krew paisaneros, dlatego nikt się tym specjalnie nie przejmuje.
Nad naszymi głowami wisi kolekcja kaszkietówek, mam na myśli zestaw ok 50 czapek, do tej pory zastanawiam się nad ich użytecznością i zadaniem. Pewnie nie ma to znaczenia, bo czy wszystko ma mieć jakieś przeznaczenie? Może po prostu ma wisieć. W innym pomieszczeniu pomiędzy ścianami niczym z zapałek rozwieszone są hamaki, ze względu na gorąc i wilgoć spanie w łóżku przyprawia o męki. Podwójnie pleciony hamak z wytrzymałego i elastycznego materiału seda, jest charakterystyczny dla Jukatanu. Występuje w dwóch wersjach dla jednej lub dwóch osób, małżeństwa,, nastolatkowie, staruszkowie, dzieci, wszyscy śpią w hamakach, nie potrzeba prześcieradeł materacy, kołder, sterty poduszek, kładziesz się w hamaku i spisz, prawdziwy minimalizm! Kiedy gdzieś jedziesz zabierasz go ze sobą, wchodzisz do domu przyjaciela i rozkładasz na popołudniowa sjestę, moja córka ma od urodzenia swój ukochany hamak zawsze i wszędzie z nim jeździmy i tylko w nim chce spać, opowiada Manuel. Zanim decyduje się na pierwszą noc poza łóżkiem, w czasie dnia robię przymiarki, sprawdzam wytrzymałość materiału, przewiduje i testuje sposoby wywrotki, szukam odpowiedniego ułożenia. Wszystko pod okiem paisaneros, rekomendujących mi najbezpieczniejsze i komfortowe ułożenie. Choć byłam przygotowana na nocne spotkanie z ziemia podczas przekręcania się, nic takiego się nie zdarzyło, od tamtego momentu, nie schodziłam z hamaka.